sobota, 10 października 2015

Dziwne robaczki i kręcone wstążeczki, czyli początki z arabskim



Gdy mówiłam jeszcze rok, dwa lata temu o moim kierunku studiów – studia bliskowschodnie – zapadała niezręczna cisza, oczekiwanie podpowiedzi, albo strzelanie kulami w płot, co się robi na takich studiach i, najważniejsze, co się robi po ich ukończeniu. Co się robi po magisterce – nie wiem, jestem dopiero na półmetku. Ale w trakcie uczymy się o kulturze, polityce, historii państw arabskich i przede wszystkim języka. Po stwierdzeniu, że będę się uczyła arabskiego zapadała jeszcze większa niezręczna cisza.

Bo wyobraźcie sobie sytuację, dziewczyna z dobrej, porządnej rodziny, zdolna w kierunkach humanistycznych, w ścisłych - nie licząc chemii - dość nieogarnięta, w której wszyscy widzą przyszłego historyka („Taka pasja! Tak dobrze zdana matura!”), albo polonistę („Taka znajomość literatury! Tyle konkursów!”), marzą o tym by poszła na prawo (uchowaj Boże…!), nagle ogłasza, że idzie na język arabski. I obok krzyków „Chyba nie chcesz tam wyjechać?!” i wspierających, choć też lekko zdziwionych rodziców, jest ogólna konsternacja… czemu arabski?!

Nie lubię mówić, że coś dzieje się przez przypadek, ale tak – na specjalizację arabską trafiłam totalnie przypadkowo. Po otrzymaniu wyników złożyłam podania na trzy kierunki na Uniwersytecie Jagiellońskim: rosjoznastwo, judaistykę i studia bliskowschodnie. Od kilku lat interesowałam się Izraelem, zarówno historią jego powstania, jak i obecną polityką, a w międzyczasie wybuchły Arabskie Wiosny i wojny domowe na półwyspie, więc zerkałam też na arabski świat. Chciałam się uczyć hebrajskiego, zwiedzić Izrael, zająć się nim. Wiedziałam, że jeśli teraz się nie zdecyduję, to możliwe, że drugiej szansy nie będzie. Przyjęto mnie na wszystkie trzy kierunki, a ja zdecydowałam się na studia bliskowschodnie, bo to niemal politologia z dużym naciskiem na język, a judaistyka ma współczesny Izrael dopiero na magisterce. Pojechałam do Krakowa, zawiozłam dokumenty, wybrałam język hebrajski i czekałam na październik. W międzyczasie doszły mnie słuchy, że na hebrajski jest za mało osób i nie otworzą lektoratu. Tydzień przed rozpoczęciem roku akademickiego potwierdzono to oficjalnie, a nas, niedoszłych hebraistów, zapisano na arabski. Wierzcie mi, byłam wściekła.

W październiku pojawiłam się na uczelni z fochem na arabski i cały system nauki tego języka. Byłam rozżalona, co będę ukrywać, bo całe wakacje uczyłam się podstaw hebrajskiego, oglądałam filmiki, słuchałam poprawnej wymowy, oglądałam izraelskie vlogi kosmetyczne (tak!) rozpływając się nad brzmieniem języka. A tu arabski. Nie mówię, że nigdy nie chciałam się go uczyć, miałam go w planach… ale za kilka lat, jak opanuję mój wymarzony hebrajski. Tymczasem nie wiedziałam nawet, co oznaczają te dziwne wstążeczki, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy litera, o wyrazach nie wspominając.

źródło
 Powoli zaczęłam się uczyć liter. Nie jesteśmy filologią, więc alfabet wałkowaliśmy ekstremalnie długo (mam wrażenie, że filolodzy po tym czasie swobodnie już czytają małe notki prasowe), a ja coraz bardziej miałam ochotę uciekać. Wiecie, miałam złe podejście, coś na zasadzie na złość mamie odmrożę sobie uszy, czyli nie daliście mi, paskudy, hebrajskiego, to nie będę uczyła się arabskiego. Nie dziwota, że oblewałam kolokwium za kolokwium, miałam w sesji poprawkowej egzamin semestralny, a ja byłam coraz bliżej podjęcia decyzji, że po końcu roku uciekam na judaistykę i tyle mnie widzieliście, bo przecież mi nie idzie (ciekawe dlaczego…?). Ale najpierw musiałam wytrwać do sesji letniej, musiałam się uczyć. Więc przysiadłam z koleżanką do nauki, spędzałam wieczory na nauce dziwnych słówek, przepisywałam po dziesiątki razy nowe wyrazy, a drzwi do szafy zapełniła się naklejonymi tabelkami gramatycznymi. I wiecie co? Stwierdziłam, ze to nie taki zły język, że jest on całkiem… sympatyczny.
 
Ciekawe, zawsze kojarzyłam literę Ta jako dwóch ludzi na łódce; źródło

 Dotrwałam do sesji letniej, którą zdałam nie licząc, no zgadnijcie, arabskiego, ale idąc we wrześniu na egzamin poprawkowy wiedziałam, że nie mam zamiaru się przenosić i zostanę na tym kierunku do końca kariery studenta. Bo polubiłam przede wszystkim nasz rok, zaczynaliśmy z ponad osiemdziesięcioma osobami, a obecnie jest nas na trzecim roku około czterdziestu. Dużo więcej osób jest na dalekowschodnich i co ciekawe, chodzą plotki, że nasza specjalizacja nie byłaby taka duża, gdyby nie osoby, które nie dostały się na arabistykę… albo japoński. Nie mnie to obalać, albo potwierdzać. Nie zmienia to jednak, że szybko się zintegrowaliśmy, polubiliśmy. Okazało się, że na trzecim roku można dowolnie wybierać przedmioty jakie się chce, więc po podstawowych typu „Wstęp do islamu”, „Wstęp do cywilizacji muzułmańskiej”, „Geografia państw arabskich”, czy „Historia Imperium Osmańskiego”, mogłam dowolnie dobierać przedmioty z kulturowych, socjologicznych lub politycznych.

A arabski? Arabski cieszy mnie jak nigdy przedtem, szczególnie, że rozumiem coraz więcej, choć z mówieniem dalej mam dość spory problem i stres. Ale przyjemnie jest odebrać wiadomość po arabsku na face boku, czy WhatsAppie i odpisać na nią od razu, zamiast wertować słowniki w poszukiwaniu słówek, których totalnie nie znam. Sprawia mi przyjemność spisywanie słówek, które przedostały się do polskiego, czy rosyjskiego, siedzieć nad tłumaczeniami poezji, czy słuchać wywiadów, programów informacyjnych. Bo coraz więcej umiem, coraz lepiej rozumiem. I zawsze można rzucić słówkiem, które brzmi jak okrzyk bojowy, a tak naprawdę jest nazwą zwierzęcia, czy innym równie niegroźnym słowem.

źródło

3 komentarze:

  1. Jak to mówią od nienawiści mały krok do miłości (parafrazując, oczywiście stare porzekadło) :D Cieszę się, że język arabski tak Ci się spodobał! Czy będą na blogu może jakieś mini kursy tego języka? Albo jakieś ciekawostki? :) O! Albo książki z tych regionów, które polecasz! Też bym chętnie i z wielką ciekawością poczytała o tym :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta prawda, na pierwszym roku chyba z cztery razy chciałam rzucać studia, a teraz nie zamieniłabym je na żadne inne, nawet jakby mi dopłacili :)
      Myślałam o kursach języka, ale na razie czuję się za wątła na takie przedsięwzięcie, więc będę wrzucała linki do kursu na yt. Ciekawostki będą, cały cykl o języku. I książki też :)

      Usuń
  2. Ja marze o tym zeby sie nauczyc arabskiego. Marze i nic w tym kierunku nie robie! Chyba czas to zmienic!!!! Bardzo ciesze sie, ze znalazlam Twojego bloga ;))

    OdpowiedzUsuń